Kometa
Radio wydaje dźwięki coraz dziwniejsze. Miewam wątpliwości co do tego które pochodzą z radia, a które są szumem wewnętrznym. Wracam też, jak kometa, do miejsc, w których już byłem. Wracam co jakiś czas, od dawna. Jak kometa, bo po dziwnej i długiej orbicie – tak długiej, że wracając w to samo miejsce ledwo pamiętam poprzednią wizytę. Albo miejsce zmienia się nie do poznania. Albo jedno i drugie. I jak kometa, bo topię się z wolna, ulegam erozji, znikam stopniowo i za jakiś czas rozpłynę się do reszty.
No ale dźwięki – dziwne. Niesłychane. Wysokie i niskie, gwałtowne i spokojne, harmoniczne, ale strojone według nieznanego mi systemu. Nie są to dźwięki świata. Są światem same w sobie. Nie ma zresztą świata, jak już mówiłem, tylko są światy. Jest wiele światów. Powstają, znikają, zazwyczaj nie wiedzą o sobie nawzajem, a czasem wchodzą w kolizje. Może to te kolizje słychać. Nie wiem. Nic nie wiem. Krążę po dziwnej orbicie, rozsypuję się powoli ciągnąc za sobą ogon własnych resztek i nic nie wiem.
Tęsknię za czymś.