3,15 - 10,11 - 2,25

Pewnego dnia, w początkach liceum, wychodząc rano do szkoły zastałem pod domem potrąconego przez samochód psa. Właściwie pół, może dwie trzecie psa i to, co wcześniej było jego tylną częścią, a teraz stanowiło mieszaninę sierści, kości i wnętrzności, wszystko leżące na środku ulicy. Wypadek musiał się zdarzyć przed chwilą, ale wokół nikogo nie było. Pies jeszcze żył. Kiedy podszedłem bliżej, podniósł głowę i spojrzał na mnie. Oddychał szybko, płytko i z pewnym trudem, ale wyglądał bardzo spokojnie. Położył głowę z powrotem na kostce brukowej (ulica Lipowa w Gliwicach do końca lat 90 była brukowana) i czekał. Jak to bywa z psami, sprawiał wrażenie, jakby się uśmiechał. Po chwili zmarł.

Stanąłem teraz wobec trudnego pytania, co zrobić. Postanowiłem spróbować przynajmniej znieść resztki psa z ulicy. Przyniosłem z piwnicy szuflę i podjąłem próbę, ale okazało się, że bez częściowego kontaktu rąk z transportowaną materią się nie obejdzie, na co jednak nie byłem gotowy. Dłuższą chwilę stałem z szuflą nad psem rozważając jeszcze różne możliwości przyłożenia narzędzia, ale wiedząc w głębi duszy, że nic z tego nie będzie.

Nagle zorientowałem się, że na chodniku naprzeciwko mnie stoi kolega ze szkoły. Chodziliśmy do tego samego liceum, a wcześniej do tej samej podstawówki. Znaliśmy się trochę, jednak nie na tyle, żeby wiedzieć co sobie powiedzieć nad świeżymi szczątkami. Kolega ten miał taką specyficzną cechę, że w okolicznościach stresujących bezwiednie się uśmiechał. Nie całkiem inaczej niż przed chwilą pies, pomyślałem. Niezręczna sytuacja towarzyska, jakich wiele w owym czasie. W końcu, ku mojej uldze, kolega uznał, że pójdzie dalej. Odczekałem jeszcze chwilę, odniosłem szuflę i również poszedłem do szkoły.

Później tego dnia zamieniliśmy z kolegą parę słów. Okazało się, że myślał, że to był mój pies. Wyjaśnienie, że nie, że mój pies jest cały i zdrowy przyjął z zakłopotaniem. Nie wracaliśmy nigdy więcej do sprawy. Kiedy wracałem do domu, po psie prawie nie było śladu.

Bywa różnie. Czasem za wcześnie, czasem za późno, ale bywa też, że w samą porę. Poza tym niewiele wiadomo, ale to już niemało.