W szkole podstawowej miałem kolegę, z którym spędzałem wiele czasu. Poza szkołą, bo nie chodziliśmy do tej samej klasy. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, grzebaliśmy w ziemi na podwórku, graliśmy „w noża”, jeździliśmy na rowerach, zrzucaliśmy z szóstego piętra resoraki, żeby sprawdzić który szybciej się rozpadnie. Czasem chodziliśmy razem do szkoły, kiedy plany lekcji akurat się zgadzały. W którymś momencie, w klasie czwartej czy piątej, upatrzył nas sobie chłopak z klasy starszej, chyba ósmej. Przez pewien czas kiedy spotykał nas w drodze do szkoły, to dopadał i gnębił. Wyzywał i bił. Szczególnie upodobał sobie uderzanie w tył głowy pięścią od góry. Czasem też kopał. Nie oponowaliśmy, szliśmy dalej mimo ataków, zapewne nieco szybciej, ale nie uciekając, nie odzywając się. Nie pamiętam, żeby zdarzył się atak indywidualny; męczył nas chyba tylko kiedy spotykał razem. Nazywaliśmy go dupkiem, kiedy już nie było go w zasięgu wzroku. Baliśmy się go. Poważnych obrażeń nie odnosiliśmy, nie tego dotyczył strach. Przerażała nas jego absolutna przewaga i gotowości do jej wykorzystania, kto wie w jaki jeszcze sposób.

W końcu przestaliśmy go spotykać. Zapewne skończył szkołę. Cień dupka stopniowo uleciał.

W podobnym czasie, kiedy do szkoły chodziłem sam, czasem spotykałem na drodze dwie dziewczyny z klasy nieco młodszej. Jedna była nieśmiała, druga przeciwnie. Ta śmielsza dostrzegłszy mnie natychmiast zaczynała wykrzykiwać, że mam ładne oczy a jej koleżanka kocha się we mnie i żebym przyszedł się przywitać. Kiedy nie reagowałem, szły za mną i śmielsza dopytywała gdzie mieszkam, czy mam dziewczynę, czy mi się podoba ta druga i czemu nic nie mówię. Spotkań z dziewczynami bałem się niemniej niż tych z dupkiem.

W tym tygodniu wycieczka w jeszcze inną stronę – Wiedeń i próby Maski z Agatą Zubel, Johannesem Kalitzke i Klangforum Wien. Próby bardzo udane. Zwarte i efektywne. Utwór się szybko wyłonił i ukształtował. Czy i jak działa, zobaczymy - za niecałe trzy tygodnie premiera, jeśli pozwoli sytuacja ogólna.

Poza próbami intensywnie Pokora. Dobijam połowy z zamierzonej godzinnej całości. Alojs dostaje w głowę szrapnelem i traci przytomność. Za chwilę nie będzie już na froncie, tylko właściwie nie wiadomo gdzie, w rozmowie z Agnes. O samej muzyce być może wspomnę później.

A teraz jeszcze na krótki moment wybrzeże. Dużo ludzi, dziwnie.