Przyśniła mi się Björk. Byliśmy oboje jeszcze całkiem młodzi. Ona prowadziła z grupą dziewcząt jakiś rodzaj kwesty czy ankiety na ulicy Lipowej w Gliwicach, a ja szedłem do domu. Okazało się, że ona ma do odbioru przesyłkę, która czeka na nią właśnie tam, gdzie mieszkam. Pod drzwiami do klatki schodowej powiedziałem, jąkając się, że lubię jej muzykę. Nic nie odpowiedziała, ani nawet nie spojrzała w moją stronę. Przeraziłem się. Ale potem, już na schodach zobaczyłem, że ukradkiem się do siebie uśmiecha. Na półpiętrze dała do zrozumienia nadal nic nie mówiąc, że nie idzie dalej, więc poszedłem sam. W domu mama szukała ze mną przesyłki. Rozrzucaliśmy różnej wielkości pudła i pakunki, mama z rosnącym zniecierpliwieniem, a ja przerażeniem. Przesyłki nigdzie jej nie było. 

 

Przyśnił mi się też stary sen o wodzie. Jechałem samochodem drogą, która, jak wynikało wyraźnie z mapy, wchodziła prosto w wielką wodę, chyba morze. Widząc mapę ucieszyłem się, że tym razem nie dam się w to wciągnąć, nie wjadę w wodę, o nie; podjadę tylko jeszcze kawałek, bo zanosi się na piękny widok. Ale wjechałem za daleko i woda zaczęła mnie szybko otaczać, nie było odwrotu. Kiedy już miałem tonąć, pojawiły się wokół dziwne zwierzęta, mieszanka psów z lemurami. Były niby przyjazne, ale budziły niepokój patrząc wielkimi oczami. Ruszyłem za nimi w górę, po gałęziach drzew. Dołączyły do nas liczne osoby w podłużnych strojach, z którymi udałem się do dużego budynku w rodzaju hotelu. Było tam miło i przytulnie, ale panował też nastrój trudnej do zniesienia, dusznej wspólnotowości. Jakieś nader sympatyczne, wszechobecne panie zmywały razem naczynia i zachęcały żeby do nich dołączyć. Niby swoboda i pełna akceptacja, ale tuż pod spodem powszechny obowiązek i inwigilacja. Wbrew pozorom jednak utonąłem.

 

Akt pierwszy prawie gotowy. Ostatnia kulminacja za mną; został tylko krótki fragment chóralny. Skończę dziś, może jutro. Enişte dokonał żywota wprost na świętowanie śmierci, jak tam kto woli ją świętować, na wesoło, czy na smutno. Zgrabnie się ułożyło, jeśli można tak powiedzieć.

 

Akt drugi majaczy niewyraźnie.