Zawiedziona nadzieja zrodziła furię, żal i tęsknota przerodziły się w wielkie oskarżenie całego „męskiego gatunku”. Syrena pokazuje inną prawdę, ale Kobieta nie słucha. Teraz ona wyje, ryczy, huczy i grzmi. W tle, w smyczkach, polifonicznie zwielokrotniona „fala” z pierwszej części – stopniowo zwiększające się i zmniejszające interwały, od półtonu do seksty, tym razem od dźwięku d w górę i w dół. Saksofon i gitara wracają z „colusową” serią rozwijającą się symetrycznie, również w górę i w dół, wokół gis. Seria odsłania się chaotycznie, jest poszarpana. W pełni ukazuje się dopiero w kulminacji, brzmiąc jednocześnie w swoim lustrzanym odbiciu.

KOBIETA

Dlaczego wypływał? Czego on pragnął?

Bogactw? Sławy? Władzy?

Dlaczego mnie zostawił?

 

MORZE / SYRENA

Używasz wielu słów, by opisać jedno.

Sława przynosi bogactwo, bogactwo władzę, władza sławę.

 

KOBIETA  

Nazywałam to mocą. Pożądał mocy.

 

MORZE / SYRENA  

Rzeczy niewiele łączy z nazwą, ale to słowo dobre jak każde.

 

KOBIETA

Dlaczego ciągle pytał, co jest najlepsze dla człowieka?

Nazywałam to chorobą, trawiącą go chorobą.

 

MORZE / SYRENA

A jednak nie jest chory.

 

KOBIETA

Z jego pożądliwej choroby wynikało całe zło tego świata, cały grzech.

 

MORZE / SYRENA  

Nie wiem, co to grzech, znam tylko czyny.

Słyszę, kiedy spadacie powoli w moje zimne łono, przepraszacie

Niepotrzebnie.

 

KOBIETA  

Wszystkie zło dlatego, że pragnął mocy,

z tego pragnienia śmierć i cierpienie.

To jego wina.

 

Wściekłość stopniowo ustępuje rezygnacji. Wszystko nieco się uspokaja.

 

KOBIETA

Tyle razy prosiłam, nie płyń, zostań,

Prosiłam by odłożył miecz, by zrezygnował ze startu.

Niepotrzebne nam były łupy, niepotrzebne regatowe puchary,

mogliśmy żyć z tego, co urodzi jałowa nawet ziemia.

Wspólną pracą naszych rąk.

 

MORZE / SYRENA  

Ciebie toczy ta sama choroba.

Nie jesteś od niej wcale wolna.

To wasza wspólna natura.

Razem zasiedlacie ziemię i ścieracie z niej tych co przed wami.

Wraca materiał interludium – spokojnego morza / pustej przestrzeni / dalekiego horyzontu / ciszy / zmierzchu, jak kto woli i jak kto słyszy. Wracają też węszące zwierzęta. Tym razem krokodyle różańcowe, gigantyczne, przedwieczne, pożerające wszystko co w zasięgu wodne potwory. Kobieta wie, że jak jest, tak być musi – analogicznie, ale dokładnie przeciwnie do Mężczyzny, który właśnie nie wiedział, w związku z czym pytał.

MORZE / SYRENA

Wasze ciała pożerają krokodyle różańcowe, jedno po drugim,

kiedy wasze proa o krabich żaglach odpływ uwięził w mangrowiach.

Widzisz ich nozdrza i oczy, jak zbliżają się do was, czekają.  

 

KOBIETA

A ja wiedziałam, że musiało tak być. Tak być musiało.

Część druga, znów około 20-minutowa, skończona. Jestem wyczerpany, wręcz fizycznie obolały. Zdarza się to nierzadko przy pisaniu większej formy, przy czym obecna sytuacja zewnętrzna, trudna i ponura na wielu frontach, nie bardzo pozwala odpocząć. Zwisa jak chmura burzowa i przydusza. Ale, navigare necesse est.

Przede mną część ostatnia. Czuję, że będzie, że musi być inna; podsumowująca, ale jakby osobna. Nastąpi wreszcie faktyczne spotkanie. Ale faktyczne spotkanie jest niemożliwe i nigdy nie następuje. A jednak tylko idea spotkania, nadzieja, że gdzieś na zewnątrz jest ktoś inny, wyznacza jakikolwiek sens.