POSŁUCHAJ

Tymczasem rozrywka, w jednym z niedawnych odcinków swojego podcastu, Sam Harris (z wykształcenia trochę filozof, trochę neuro-kognitywista, aktywny chyba przede wszystkim jako ktoś w rodzaju „publicznego myśliciela”), oznajmia ostateczne rozprawienie się z kwestią wolnej woli. Wielowiekowy ów problem, z którym zmagał się niejeden tęgi umysł, Harris atakuje z właściwą sobie werwą. Proponuje serię „myślowych eksperymentów” mających wykazać, że świadome wybory to iluzja, bo, w niewielkim uproszczeniu, nie mamy kontroli nad myślami. Przypomina mi to trochę tyradę Richarda Dawkinsa (panowie zresztą chyba się kumplują) walącego z armaty do boga, którego w dużej mierze sam sobie uroił. Ale przede wszystkim odnoszę wrażenie, że Sam Harris zapomina o doświadczeniu niezdecydowania, zawieszenia między wyborami i niemożności podjęcia decyzji, które jak sądzę może czasem więcej mówić o człowieku i o wolnej woli, niż sytuacje, w których wybory się dokonują.

Spojrzenie jest zawieszeniem między wyborami, które istnieją, ale nie będą mogły się dokonać, bo wcześniej świat się skończy, z Bogiem dopiero półobjawionym. Cisza i ciemność. Byłyby obojętne, gdyby nie to, że są słyszane i widziane przez uosobione, cierpiące ucho i oko.