Wracając jeszcze na chwilę do ran i blizn, bo chodziło mi jednak o coś nieco innego (o coś w ogóle, wbrew pozorom) – ciągłość pamięci jest jak ciągłość tkanki. Czyli trochę wątła. Dająca się naruszyć, płycej lub głębiej a im głębiej, tym boleśniej i trwalej. Mechanizm odbudowy jest skuteczny, ale jego zdumiewające tempo jest możliwe kosztem wierności oryginałowi – po ranach zostają blizny, które nie są niezauważalne. Najpierw swędzą a potem czasem bolą. Zmieniają morfologię, a czasem funkcjonalność. Czasem, jak to się mówi, szpecą. Rany w pamięci mają to do siebie, że nie jawią się jako naruszenie struktury własnej (jak dziura w ręce lub brzuchu), tylko struktury świata. Straszliwy, zdradliwy mechanizm. W wyniku poniesionych ran na pamięci to rzeczywistość staje się bolesna i szpetna. Ale to nie rzeczywistość wymaga opatrunku, wbrew wszelkim, bolesnym pozorom, tylko własna nierzeczywistość. Dodatkowa trudność: żeby samemu się opatrzyć trzeba lustra. A o dobre lustro trudno; wszystkie, kurwa (nomen omen), krzywe.

Gad skończony. Przy tej okazji odrobinę więcej o Leśmianie. Wybrane wiersze (pisane dwuwierszem) układają się w dwutakt, można powiedzieć. Melancholia i śmierć na przemian z dzikością i popędem. Pożądanie, podniecenie i pęd ku spełnieniu, z przemocą, a potem pustka i cisza. Nie jest Bolek grzecznym chłopcem. Swoją drogą wszelka interpretacja jest ubijaniem w foremce grzeczności. No, może nie wszelka. Albo może to tylko jakieś moje rany i blizny.

Baśni też przybywa. Kóba spotyka węża, ratuje od śmierci i wypowiada życzenie. Kóba też nie jest grzecznym chłopcem.

Dwanaście lat temu spałem w pokoju gościnnym Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie. Obudziłem się po 8, o 9 miała się odbyć próba Sudden Rain. Z solistami i chórem. Wszyscy spotkali się w sali kameralnej, wpadł inspicjent krzycząc, że Rosja i że wojna, próba została odwołana.