Podobały mi się zawsze, Narodzie, dziewczyny. Ale trochę zazdrościłem im torebek i sukienek. Kolczyków i pierścionków. Włosów. A niektórych się bałem. Czułem ich przewagę. I nie zakrzykiwałem jej. Nie stawałem w szranki, nie biłem się. Kibicowałem innym.

Nie widziałem wartości w sile ani godności w mocy. Przyjmowałem, że jest jak jest, a co ma być, to będzie. Wychodziłem na durnia i godziłem się z tym. 

Nie gniewaj się.