Jestem w zawieszeniu. Znowu. Coś tu nie gra, nie działa tak, jak powinno, jak bym chciał. Coś tu zależy zanadto od uwarunkowań niekoniecznie sprzyjających temu, co mam za priorytety. Coś się wyczerpało i wymaga remontu. Remanentu. W każdym razie nie wiem co z Rzeczami. Czy będę pisał, a jeśli, to czy zabrzmią, kiedy i gdzie. Nie zatrzymywało mnie to w przeszłości. Może nie zatrzyma i teraz, ale muszę się zastanowić i oszacować moce.

 

Wyglądam przez okno zamkowe. Widać łunę. Może być to wschód, może być też zachód. Odmawiam widzenia tego w kategoriach zachodu. Mierzi mnie to i drażni. Że niby zachód widzą przenikliwi a wschód naiwni durnie. Gówno. Będę tu stał wierząc, że patrzę na wschód i witał co się pojawi. Choć łuna na wschodzie nie zwiastuje niczego dobrego. Ale od niektórych burz nie da się uciec. Lepiej spędzić je na pełnym morzu. Dać się im zagnać, gdzie zechcą a potem obliczyć poprawki do kursu. Albo przepaść.