Wbrew powszechnemu sądowi, twarz nie daje dobrego wglądu w stan ducha jej posiadacza. To jedno z największych, najbardziej tragikomicznych nieporozumień w ludzkim doświadczeniu. Związek frazeologiczny „wyraz twarzy” powinien być zaliczony do oksymoronów a „twarz bez wyrazu” do tautologii. Jeśli fizjonomia pozwala o czymkolwiek wnioskować, to ewentualnie, częściowo i nierzadko zawodnie, o fizjologii. Natomiast cała, jeśli wolno tak powiedzieć, metafizyka tożsamości, której się w twarzy tak usilnie dopatruje, nie ma na twarz wstępu. Nie bardziej w każdym razie na twarz ludzką niż na rybi pysk, świński ryj czy maskę pojazdu.

 

Şeküre ma zasłoniętą twarz, co jest jej wielkim atutem, a innych zgubą. Meddah ma twarzy milion, co wychodzi na to samo, choć nie do końca, bo Meddah jest wiecznym tułaczem, a Şeküre musi swój los pomieścić w dość wąskim czasowym marginesie. Nazywam się czerwień jest (między innymi) monumentalną księgą twarzy – o twarzy. Coraz wyraźniej to widzę. 

 

Tekst libretta aktu pierwszego zamknięty. Końcówka kosztowała mnie sporo, śniła mi się nawet. Użyczyłem jej co nieco z własnych doświadczeń; zapożyczyłem też dla niej z tekstu zewnętrznego.

 

Teraz muzyka.