Mój nieoceniony wydawca PWM zaprosił mnie do napisania zbioru utworów z myślą o najmłodszych instrumentalistach. Zasugerował gitarę, z racji mojego wykształcenia. Pomysł mi się spodobał. Myślałem już kiedyś o tym. Ściślej, myślałem o tym, że jedną z przyczyn niechęci wielu muzyków do zajmowania się tzw. muzyką nową jest niedostatek tej muzyki w postaciach czytelnych i wykonalnych na wszystkich etapach uczenia się, również najwcześniejszych. Inaczej mówiąc, że dość powszechne przekonanie o najnowszej muzyce jako dziedzinie dostępnej tylko i dopiero dla profesjonalistów, najlepiej najwyższej klasy wirtuozów i wtajemniczonych pasjonatów nie służy nikomu. A niestety nie bierze się znikąd i odpowiedzialność za to ponoszą w niemałej mierze sami kompozytorzy. To znaczy: brak literatury jest tu jednocześnie przyczyną i skutkiem. Wykonawcy boją się wyzwań stawianych przez nowszą twórczość w poczuciu własnej niekompetencji, a twórcy boją się wyzwań stawianych przez konieczność destylacji i redukcji pewnych elementów dzieła dla jego większej przystępności w… tym samym poczuciu niekompetencji. Redukcja i destylacja to nie są proste sprawy a nie pomaga tu nie tak rzadkie (i wcale nie nowe) przeświadczenie twórców, że komplikacja jest niezbywalną istotą i warunkiem koniecznym ich dzieła oraz postępu. I czasem jest (to jest zresztą osobny temat rzeka: na ile postęp jest jednoznaczny z rosnącą złożonością oraz na ile postęp jest zasadną kategorią w myśleniu o historii), ale bywa też wygodną zasłoną dymną – dla braku pomysłu, kompleksów, zmęczenia, lenistwa, urażonej dumy itd. Każdy kompozytor, czy w ogóle każdy kto próbował coś napisać będzie wiedział o czym mówię. 

 

No więc tak rozumiem to zadanie i z tymi myślami za nie zabieram. 

 

Nie bez strachu.