Oprócz myślenia o materii dźwiękowej, zacząłem też zastanawiać się czy jest coś, czego mi brakowało w nauce gry na gitarze. Oprócz pasji i talentu. Doszedłem do wniosku, że zdecydowanie najbardziej brakowało mi gry w zespołach. Z całym szacunkiem i wdzięcznością dla moich pedagogów instrumentu, najwięcej nauczyłem się w gliwickiej pizzerii grając co tydzień przez dwa lata w duecie z koleżanką flecistką. Głównie aranżacje popularnych piosenek. Dopiero tam pojąłem lepiej co to i po co jest puls w muzyce, jak działają różne typy faktury, jakie są realia dynamiki w konkretnej przestrzeni, a może przede wszystkim nabyłem względnego komfortu i luzu w grze. Przynajmniej częściowo pozbyłem się paraliżującego wrażenia, że wykonywanie muzyki polega na tym, że jest się nie tyle słuchanym, ile obserwowanym jak zwierzę łowne. Zrozumiałem również w tej pizzerii, że to nie dla mnie, ale to inny temat.

 

Propozycja dotyczyła gitary, ale dopuszczała inne możliwości, również konfiguracje różnych instrumentów. Przy gitarze zostaję i dobieram do niej wiolonczelę. O smyczkach też wiem to i owo. Tak mi się wydaje.

 

Zbiór w zamyśle ma mieć walor edukacyjny. Mile widziane będą również wątki pozamuzyczne, jak mi powiedziano. Pomyślałem o planetach. Niejedna kariera rozbłysła z układem słonecznym w tle. Ale znane wszystkim osiem (w porywach dziewięć) planet może już się osłuchało. Tu będą inne planety.