Nadal kręci mi się w głowie. No i co z tego. Nic.

Premiera Byka odbyła się, mimo chwilowych wątpliwości Szczepana i nie tylko jego, czy to dobry moment na premiery. Szczepan i nie tylko on uznał jednak, że nie gorszy niż inne. Zgadzam się z tym. Pomyśleć, że w którymkolwiek momencie w ostatnim czasie, czy kiedykolwiek wcześniej nie było pod dostatkiem powodów by uznać teatr, czy film, czy muzykę, czy literaturę za fanaberie urągające przyzwoitości wobec bezmiaru wszechobecnej tragedii byłoby hipokryzją i głupotą. Podobnie jak uważać, że kontynuowanie prób kultywowania względnej „normalności” (która zawsze jest właśnie względna, chwiejna i dyskusyjna na nieskończenie wiele sposobów oraz przede wszystkim lokalna) jakiejkolwiek tragedii umniejsza. Ani umniejsza, ani czegokolwiek przydaje; jest po prostu przejawem i świadectwem (dla mnie wzruszającym, a czasem wstrząsającym) człowieczeństwa. Bez tych prób jesteśmy gadem i gorylem. Podziwiam i głęboko szanuję gady i goryle, ale swoją rolę w świecie pozwalam sobie widzieć inaczej. Swoją drogą innym przejawem człowieczeństwa jest też wojna.

No ale w każdym razie, Byk ujrzał światło dzienne. Jakkolwiek niewielki jest mój wkład w ostateczny rezultat, to jednak uczestniczenie w procesie nabierania przez Byka kształtu scenicznego było dla mnie bardzo intensywnym i pouczającym doświadczeniem. Wiedziałem oczywiście, że teatr dramatyczny rządzi się innymi prawami, niż opera, ale przyjrzawszy się temu bliżej, jestem zdumiony. Przede wszystkim stopniem, w jakim wszystko zależy tu ostatecznie od aktora i jego subtelnej więzi z żywą publicznością i jak dalece to, co można nazwać dziełem jest tu płynne i jak krystalizuje się za każdym razem od nowa i nieco inaczej z każdą kolejną prezentacją. Spektakl dramatyczny wykracza poza tekst, poza scenografię, nie mówiąc o muzyce, która tu, teraz to widzę wyraźnie, musi być możliwie otwarta na tę właśnie płynność i zmienno-krystaliczność, że tak powiem. Płynne i dyskusyjne muszą też być wszelkie próby jednoznacznego ujęcia gatunkowego. Nie spodziewałem się jak bardzo to, czy można coś uznać za komedię, czy wręcz przeciwnie, zależeć może od całego złożonego kontekstu świata zewnętrznego, jak i od mikroświata konkretnej, jednorazowej grupy osób, które akurat przypadkiem znalazły się razem na widowni. Krótko mówiąc spektakl jest może najbardziej ulotną formą sztuki. Spektakl nie istnieje poza kolejnymi inkarnacjami tu i teraz w konkretnej sali i na konkretnej scenie.

Tymczasem skończyłem Dookoła klombu i pchnąłem Baśń nieco do przodu. Jedyne, co mogę robić teraz to przeć z tym naprzód jakby świat mógł się jutro skończyć.

Odwiedziłem bagno, nieco inne niż na co dzień. Wskoczyłem, miałem sięgnąć dna, ale wypłynąłem na wierzch. Wylazłszy z trudem na brzeg ległem na dłuższą chwilę łapiąc oddech. Wyschłem w słońcu dość szybko. Prawie nikt nie zauważył.