Halny
Skończyłem. Wyszedł utwór około osiemnastominutowy, pięcioczęściowy (o tempach naprzemiennych począwszy od szybkiego), na dwoje skrzypiec (wymiennie z gęślami), basy podhalańskie i klawesyn, pod tytułem „Koncert Halny”.
Halny, wiatr podstępny, zwodniczo ciepły, huraganowy. Ekscytuje, niepokoi, budzi tęsknotę za nie wiadomo czym, wiedzie do szaleństwa, zwiastuje zmiany. Huczy.
Tak się złożyło, że ostatnie kreski postawiłem w Zakopanem. We wschodzącym słońcu na bezchmurnym niebie.
Napisałem do Krzysztofa Trebuni-Tutki, czy przypadkiem nie jest w pobliżu i nie chciałby zobaczyć, jak wyszło. Był i chciał. Uspokoił się. Wyraził entuzjazm. Nie rwał się do bicia.