Odruchy
Zestawiam ze sobą fragmenty. Nie mogę za bardzo wyrywkowo, muszę większymi całościami, bo bym znów dostał w gębę, obawiam się. Nie mogę stawać na drodze naturalnej, płynnej i potoczystej frazie ani muzykalności. Co jest być może największym wyzwaniem dla tak zwanej muzyki nowej w ogóle. Nie ulegać frazie prowadzącej w ograne, bezpieczne i satysfakcjonujące miejsca, tylko próbować miejsc nowych, ale jednocześnie nie produkować niezrozumiałych i nudnych nonsensów. Nie oddać kontroli naturalnym instynktom, ale nie zagłuszyć ich całkowicie, bo są najcenniejszym drogowskazem. Patrzeć w kompas, ale bezustannie kwestionować kurs. Nie wierzyć sobie, ale sobą pozostać. Taka zabawa.
Swoją drogą, muzyka Podhala sama w sobie zawiera zdumiewające kontrapunkty. Zwłaszcza w śpiewie. Nie boi się dysonansów, to na pewno. Niczego się nie boi. Śmieje się diabłom w twarz i tańczy nad otchłanią.
Śmiech i taniec to nie są moje naturalne odruchy. Ale podziwiam je.